Ile was było KOCIAKI!!!

niedziela, 4 listopada 2012

Roździał 1

Oczami SOSNY

  - Shit! - krzykłam kiedy zobaczyłam że na zegarku jest już 8:20. Spóźnię się! Spóźnię się! Ba! Już jestem spóźniona! - pomyślałam nakładając swoje szare vansy. Wybiegłam z domy krzycząc mamie po drodze że po szkole idę z kumplami na miasto. Pod szkołę dotarłam po 15 minutach. Stanęłam przed drzwiami budynku rozmyślając co powiem tej babie od matmy. Znając życie znowu zacznie na mnie wrzeszczeć że CO TO MA BYĆ!? ZA KOGO SIĘ MAM!?

 Takie życie - trzeba wybaczać. 

 Weszłam do środka. Pobiegłam po schodach na drugie piętro bo tam zawsze mamy matmę. Bożee jak ja nie znoszę tego przedmiotu! Zawsze z niego miałam same pały. Chociaż nie wiem jak długo bym wkuwała to i tak czy tak dostanę jedynkę. Zawsze uważałam, że wystarczy umieć mnożyć, dzielić, dodawać, odejmować i to tyle! Nic po za tym! Ale nie! Oni muszą dodawać do tego procenty i nie wiadomo co jeszcze! Podeszłam do klasy w której teraz mam zajęcia zastanawiając się co ja powiem tej babie. Bezmyślnie weszłam do klasy. No i stało się to o czym wam już wcześniej mówiłam - pani Łomżak znowu wrzeszczała... Usiadłam do swojej ławki obok Flaka i czekałam na 'zbawienie'. Po lekcji obie udałyśmy się do gabinetu pana Dyrektora żeby załatwić wszystkie formalności bo już za dziesięć dni rozpoczynam naukę w Londynie no bo dziś wyjeżdzamy! Pytacie czemu za dziesięć dni? To proste! Ministerstwo Edukacji Narodowej w Londynie dało nam ponad tydzień na zapoznanie się z okolicą. Po podziękowaniu dyrektorowi za wszystko ruszyłyśmy w stronę hali sportowej bo właśnie mamy W-F. Dziś mamy badania więc po kolei z dziennika idziemy do pielęgniarki. W związku z tym pani od W-F postanowiła że osoby które chcą ćwiczyć mogą ćwiczyć na siłowni a te które nie chcą mogą rozmawiać. Ja z Flakiem wybraliśmy drugą opcję. Gadałyśmy - jak to my o naszych nowych blogach. Razem wymyślałyśmy nowe ciekawe historię i za to jestem jej wdzięczna. Po naszych pogaduchach i stwierdzeniu że już nie mamy tematów do rozmowy ustaliłyśmy że będziemy ćwiczyć. 

Flak i ja położyłyśmy się na materacach i wzięłyśmy do rąk piłki lekarskie. Ja - brązową a Flak - czarną. I znowu gadałyśmy ale tym razem o tych właśnie kolorach ponieważ kiedyś wymyśliłyśmy że nazwiemy kolorami chłopaków. Mi podobał się Damian więc on był brązowym a Flakowi podobał się Sebastian więc on był czarnym. Haha trochę to stuknięte ale ok. Przecież to nasze zabawy i nikogo więcej i nikt nie ma prawa mówić że to głupie poza nami oczywiście. Gdy zadzwonił dzwonek wszystkie dziewczyny skierowały się do szatni. Ja weszłam ostatnia więc to mi przypada ten 'zaszczyt' zamykania drzwi. Czujecie ten sarkazm? Nigdy nie potrafię ich porządnie zamknąć. Siłowałam się z nimi chyba z dziesięć minut aż udało mi się. 

- O TAK!!! PODZIWIAJCIE MISTRZA!!! - krzyknęłam z podniesionymi rękami w górze gdy na moje nieszczęście do szatni weszła Flak a ja tylko jękłam a wszyscy w śmiech. 

Pozostałe lekcje minęły szybko ale na moją niekorzyść baba z polskiego wzięła mnie do odpowiedzi. I co dostałam? Pięć? Nie. Cztery? Nie. Trzy? Nie. Dwa? Nie. Jeden? Tak. Taka wyliczanka co nie? 

Po zakończeniu zajęć po mnie i po Flaka przyjechał mój 'kochany' braciszek - Jeleń (Zapomniałam opisać go w bohaterach więc będzie opisany pod roździałem). Niedługo potem byliśmy już w domu. Byłam już spakowana a samolot mieliśmy na godzinę 19:20 więc postanowiłam że te półtorej godziny poświęcę tylko i wyłącznie sobie. Poszłam do łazienki wziąść dłuuuugą kompiółkę (kąpiel). Po dwudziestu minutach wyszłam z wanny owinięta ręcznikiem. Ubrałam się <klik> i lekko się umalowałam. Z włosów zrobiłam koka w artystycznym nieładzie. Weszłam jeszcze na mojego TT i dodałam nowy tweet <Marzenia się spełniają>. Napisałam i włożyłam laptopa do czarnego etui. Kopiąc nogą cztery duże torby i pięć małych zeszłam ze schodów. Jeleń zaniósł bagaże do samochodu. Jakim cudem tyle toreb zmiejści się do tak małego autka?! - pomyślałam. Po chwili przyszła Flak. Też miała dużo rzeczy nie powiem. Ostatni raz popatrzyłam się na mój dom w Polsce ciężko wzdychając. Wsiadłam do auta i posłałam buziaka domkowi. Pomachałam i zamknęłam drzwi. Nowy świat - Nowe życie - pomyślałam i zasnęłam. Obudziłam się na lotnisku. Poszliśmy na odprawę która tak mnie zażenowała że najchętniej bym wróciła do domu. W samolocie włożyłam na uszy xx.y i włączyłam moją playlistę. Zasnęłam. 

 

---------------------------------------------------------------------------

Hej pyszczki! Tak się cieszę że jest już ponad 100 wejść! Bardzo wam za to dziękuję! A i przepraszam was za to że nie dodałam tego postu wczoraj. Nie wiem jak mam was przepraszać. Wiem że źle zrobiłam. Wybaczcie proszę proszę proszę! Proszę o komentarze wiem że głupio was prosić o takie rzeczy ale nie możecie zrobić tego dla mnie tylko jeden proooszęęę! A i najważniejsze oto jeden z bohaterów który będzie występował w tym opowiadaniu :

 

Rafał Sosnowski ( Jeleń ) - Jest to dziewiętnastolatek o brązowych oczach i włosach. Jest nazywany Jeleń bo jak był mały wybrał się z rodziną na wycieczkę do parku. Biedak wpadł w krzaczory i gdy z nich wyszedł miał na sobie pełno gałęzi. A gdy go zauważył jeleń (zwierzę) zaczął go gonić. Nie dość że wyglądał jak jeleń to jeszcze jeleń go gonił. Od tamtej pory wszyscy mówią do niego Jeleń.

 

3 komentarze:

  1. Zajebisty rozdział, wiesz czemu :p czekam z niecierpliwością na następny

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny *_*
    Szkoda że dopiero teraz weszłam na tego bloga ;)

    OdpowiedzUsuń